piątek, 24 maja 2013

Wcześniej.

Mam pięć lat. Idę sobie w różowo-fioletowo-zielonej, kraciastej sukieneczce po peronie. Czuję w rączce szorstką, zimną dłoń Stefani - mojej mamy. Obserwuje ludzi i nadjeżdżający pociąg. To chyba ostatni, bo było już ciemno. Stefka - nie mogłam nazywać jej "mama", gdyż uważała, że jest za młoda na matkę. Ciekawe, czy mój tata też jest za młody na ojca. - rozmawia przez telefon. Odwraca się w moją stronę i mówi żebym poczekała, a ona zaraz przyjdzie. Czekam. Ludzi jest coraz mniej. Na niebie jest coraz więcej gwiazd. Migają do mnie. Śmieją się do mnie, a może ze mnie ? Wciąż czekam... Siadam na betonie. Cisza. Wstaję rozglądam się. Nikogo nie ma. Dłonie zrobiły się mokre. Oczy napełniły łzami.
-Mamo .... ? - wyszeptałam- Stefania ... ?
Cisza. Nagle zobaczyłam w oddali jakąś postać. Wstaje. Biegnę. Słyszę stukot. Biegnę dalej. Widzę zbliżające się światło. Upadam. Pociąg jedzie prosto na mnie. Nie mogę ruszyć nogą. Coś mi się tam wbiło. Postać zniknęła. Chwila... Ktoś mnie poznosi. Maszyna robi wiatr i szum.
- Stefania ... ? - pytam z nadzieją?
Cisza. Znowu cisza. Ale jest tu. Czuję oddech na swojej skórze. Kto to ?
- Ciii..... Pomogę ci...- usłyszałam.



To taki wstęp pisany w czasie teraźniejszym, ale później różnie będzie z tym czasem. Jaki wolicie 1 os. czas teraźniejszy, czy 1 os. czas przeszły ? I co sądzicie o tym początku ? Oczywiście później będą dłuższe rozdziały i ciekawsze.